Sztelak Marcin


Puste krzesła



Na nic infantylne romantyzmy – świece blakną,
zostają odbicia, zakłamanie
światła.
 
Chociaż odwzorowania tkwią, gdzieś na granicy,
zatarte kształty wbijają spragnione
usta w sny. Wstyd , ale woda o smaku
dwudziestoletniej whisky wypala w gardle
niepotrzebne westchnienia.
 
Sól jak krew znaczy drogę pomiędzy
dłonią a dłonią.
Zaplątane w węzeł.
 
Jeszcze przeklęte zaschnięcia w ustach i piaski
pod powieką – nie ma ucieczki. Przynajmniej
drzwi zabite na głucho, chociaż nad nami
kosmos.
 
Tak samo się śniło tym, którzy siedzieli tu dawno,
w zakamarkach czasu i nieciągłościach dróg.
Wiodących gdzie nogi poniosą.
 
Z upartym chrzęstem stóp, ale nie płacz
– przed nami wieczności.
Z grubsza rzecz biorąc.



https://truml.com


drukuj