Yaro


niedziela


spokojnej niedzieli deszcz opadł
dumni niczym konie po betonie
jak dzieci biegniemy po kałużach
zmoczone dłonie swetry wpuszczone

z Leonem idziemy przed życia obieg
krew wzburzona w żyłach zawija fale
w sakwie pół chleba wino i słonina
pod górę z uśmiechem życie się budzi

w nas siła dławi się damy jej upust
jeszcze kilka chwil przed świtem
słońce nisko ściska promienie w ramionach
z niego dobry kolega jest gość

znamy się od dziecka ta sama krew
ze mnie ciemny blondyn on rudy jak rdza
w niczym nie przeszkadza wymiana zdań
rozumiemy się jak dwa łyse konie
zawsze naciąga rozmowę idę do domu



https://truml.com


drukuj