Czapski Tomasz


z jesieni


z jesieni zostały tylko liście
popękane kolory
rozciągnięte na wyschniętych żyłach
dopity zapach 
i zapomnienie pod warstwą kurzu 
dzban spada 
okruchy kaleczą ziemię
na drewnianej podłodze bezpiecznie
kiedy leżę 
wciśnięty w szczeliny 

przesiąkanie

wschodem nagrzana
wilgotnieje od strony zachodu
milczy wsłuchana w północny mech
przed południem ma narodzić się nowa
zmiennokształtna twarz

przeistoczenie

otwarte okno
wpuściło zieloną łąkę
rozsiadła się między źrenicami
na śniadanie podano kwiaty
ze szczyptą zielonego ogrodu
rozpoczęta wiosna 
odziała piórami ptaki
splątane młodziutkie odrosty
na starych konarach
coś narodzone z niczego
wybacza
gdy wiatr na kolanach
przeprasza za jesienną euforię 
połamane drzewa

odczuwalność

coraz cieplej za dnia 
łatwiej patrzeć w słońce
grzebiąc pod gwiazdami
pamięć i zmarznięte dłonie
złapałem jedną 
spadła 
gdy brzozą naginałem gałęzie
to z nich
powstał piękny dom
w biało-czarnym ornamencie

imaginacja

zaprosiłem elfy
miały postać biedronek
chodziły na opuszkach palców
czasem ześlizgiwały kropki
po rozpuszczonych włosach
jedna z nich
przysiadła na czubku nosa
wtedy 
po raz pierwszy pocałowałem 
zdziwiona
przebudziła mnie ze snu



https://truml.com


drukuj