Elphias


Jak po szybie deszcz


Me oczy nie patrzą w stronę, którą mi wskazywałaś. Znów stoczyłem się na dno i zatraciłem w smaku kawy i papierosów. Tym razem nie jest to ranek, ale czerwcowy wieczór, a za oknem znów pada deszcz. Dokładnie tak, jak przed laty, gdy poznałem Ciebie. To nie jest normalne. Pisałaś mi listy zza granicy, dzwoniłaś jak tylko miałaś czas. Dlaczego przestałaś? Moją winą zapewne jest to, że straciliśmy kontakt. To przecież tak oczywiste. Kolejny raz biję ścianę, żeby odreagować, ale nie odczuwam nic innego poza większym bólem fizycznym. Po każdym uderzeniu boli mnie dłoń, puchną kostki palców,  a Ty i tak nie wracasz. Nie odzywasz się dalej mimo, że wyryłem już sporą dziurę w cegłach. Czemu?
Dziwi mnie to, że przez jeden nałóg odwróciłaś się ode mnie. Przedstawiałem alkohol nad Ciebie i Twoje racje. Ale czy nie byłaś trochę egoistyczna? Do tej pory lubię zadzwonić na Pogotowie Alkoholowe i zamówić flaszkę, aby pić do lustra i mieć chociaż z kim porozmawiać w zacisznym miejscu mego domu, łazience. Wtedy patrzę na swe odbicie i czuję ten sam wstręt, jaki czuć musiałaś Ty do mej osoby. Lubię też pośpiewać, choć mi to nie wychodzi. “And U can hide, I’ll find U.” Idealnie dobrane słowa do archeologicznego typu życia jaki prowadzę, prawda? Od zawsze ciągnęło mnie do destrukcyjnych rzeczy, ale teraz jest jeszcze gorzej. Jedna butelka to za mało, więc potrafię dzwonić po trzy, a później rzygać własną żółcią prosto w kibel. To mój jedyny rozmówca oprócz kasjerek w monopolowych. Często odbija echem odgłosy jakie wydaję przy opróżnianiu zawartości żołądka.
Przecież mogłem przestać pić. Gdybyś tylko tu była to na pewno bym nie tknął już ani grama alkoholu. I znosiłbym życie w samotności. Na ścianie mam wyryte nożem kreski oznaczające tygodnie. Jest ich ponad 100. To już tyle czasu nie ma Cię w moim życiu. Znalazłaś sobie kogoś innego? A może tułasz się nadal po świecie szukając prawdziwego mężczyzny, który będzie mógł Cię ochronić? Ciebie tak łatwo rozbić. Tłuczesz się jak szklana butelka, a mi zostają krople deszczu za oknem.
Nadal lubię pospacerować po parku. Zawsze siadam na ławce po lewej stronie i wącham, niczym ćpun miejsce, w którym siedziałaś. Czasami potrafię wyczuć perfumy wiśniowo-jaśminowe. To te, których używałaś. Robię się coraz bardziej żółty. Nie przeszczepiam barwnika jak Jackson, ale to choroba zżera me ciało. Ledwo co mogę otworzyć powieki. Nawet kot już do mnie podchodzi, bo boi się smrodu, jaki wydziela moje ciało. Gniję. Gniję od środka i to nie ma końca. I nie jestem trędowaty. To żółć rozlewająca się w moim ciele, łapiąca mackami choróbska każdy organ jaki może. Nie ma dla mnie ratunku. Lekarz powiedział, że mam tak przepity organizm, że cudem jest moje dalsze egzystowanie. Ale mam powód do życia. Jest nim wiara w odnalezienie Ciebie.
Pieniędzy też nie mam. Zabrano mi wszystko i nie mogę wyruszyć do Iowa, w którym poprzednio byłaś. Miałem jeszcze niedawno nadzieję, że nadal tam się znajdujesz, ale nie wiem nawet jak się z Tobą skontaktować. Miło by było gdybyś… Właśnie.. Daj coś od siebie! Ty tylko wymagasz. Egoizm Cię pożarł, ale ja nadal wracałbym na Klonową i zabierał Cię do ciemnego parku. Gdybym tylko mógł.
Spłynęłaś z mego mieszkania jak po szybie deszcz. Uciekłaś jak najdalej i nie miałem nawet okazji powiedzieć “Do widzenia”. Czemu? Czy musisz być zawsze tak ulotna? Nie pojawiam się w dzielnica, w której mieszkałaś. Zbyt dużo bólu mi to przynosi. Jeśli nie potrafisz ze mną być, to chociaż przyjdź, przytul i powiedz mi to. Będzie mi dużo lepiej. Czuję się jak Werter po stracie ukochanej, ale Ty nie będziesz jak jego ukochana. Mamo ma.



https://truml.com


drukuj