Jarosław Baprawski


bezdomny na gigancie gdzieś w kosmosie obok nas


noc czy dzień w ulicznym jestem zgiełku
pod niebem neonów rozczepioną przędę jaźnią
przeganiany klaksonami w głośnym krzyku aut 
pokazuje środkowy palec na przejściu

a z bramy ścieli się muzyka
pijany grajek zgięty w pół
z chodnikowych petów
wskrzesza nuty

zaprawiam z nim kolejne wina
z kapelusza pieniędzy nędznych drzazg
składamy w toasty modlitwę do nieba
dziękując za dary z krzyża dnia 

a saksofon czaruje nam dziwki do snu
co wylazły skulone zimnem zza rogu 
jeszcze pudrem strzepują swe twarze
i pomadki czerwienią odcisną piętno 
na szklanych szyjach 
gwintowanych marzeń

jeszcze wina ze cztery i Hajda
zabawmy się w miłość
jutro znowu bladym świtem
znikniemy w oczach ludzi
by wieczorem nową
odnaleźć nadzieję
na dnie butelki 
utopić życie
lub czekać
na śmierć

bez nikogo



https://truml.com


print