Jarosław Baprawski


Syn blacharza


założyłem na siebie zgrzebny wór
przewiązałem powrozem konopnym
i wszedłem na przedmieścia miasta
tłumy przywitały mnie entuzjazmem
graniczącym z euforyczną obojętnością

pod pierwszym sklepem wybrałem dwunastu
najbardziej obdartych i wynędzniałych nędzników
pomijając zbędne savoir virve przeszliśmy do bruderszaftu

do wieczora byli już moi
unurzałem ich ze trzy razy 
w pobliskiej rynsztokowej kałuży
nadając każdemu ludzki przydomek
dalszy ciąg potoczył się z górki
zaintonowaliśmy rezerwę
maszerując w wiersze

gdy deklamowałem redutę 
płakali jak sierotki
zabrakło naboi
ordon padł
potem

mi skończyła się flota
więc zdjąłem worek
i ruszyłem z kartą
na pustynię

a oni za mną szeptali
czyż to nie jest ten poeta



https://truml.com


print