laura bran


małe wielkie wyzwolenie


mój dzień niepodległości nadszedł 9 listopada ze stukiem
bucików po posadzce, zgrzytem skrzydła wielkich drzwi
ze znajomo brzmiącym nazwiskiem na wokandzie

wysokie sklepienia zbierają z dołu kotłujące się dźwięki
- niektóre zostają wysłuchane i z echem pukania puszczone wolno

więc to tak, cichutko pękają łańcuchy i czy tylko ja słyszę
ich brzęczący chichot, bo one musiały pęknąć - musiały
chociażby ze śmiechu. w żyłach płynie zaraźliwa cha-cha
łaskocze od środka, gilgocze w stopy

przechodzę pod łukiem triumfalnym sądu najwyższego
odprowadzają mnie wzrokiem profile orłów, głowy apollina
nie odwracam się

w rękach sędziwego adwokata telefon rozbrzmiewa mazurkiem
dąbrowskiego - tak, już po sprawie, możemy świętować, kolego



https://truml.com


print