Pi.


sezon na joanny


miałem słabość. jeszcze wczoraj co trzecia
była mi małgorzatą. jak ta, która bezwstydnie
ujawniła czym różni się kobieta od kobiety

w smaku. dla innej, co wieczór gotów byłem
nasiąknąć ananasem. a ta niedopieszczona
od śmiesznych anonimów, po których nie umiałem

się bać - ta chciała być odkrywana dogłębniej.
żal, że były zanim przeminęły. choć mogłem kochać
każdą do trzewi, przeminęły zanim się stały.

a jesienią joanny rulez. taka przeciętna aśka
nie łka w żadną poduszkę. doprawdy jest twardsza
niż wyewoluowany węgiel. z rzadka popala goluazy,

ale już nie podpali zbędnych mostów - szkoda nerw.
choć wytrawna to pije do mnie bezalkoholowo
gdy trzyma amoralny pion w nawilżonej garści.

niechaj jej będzie whatever forever forever
whatever. przeciętna poetka nie bywa przeciętna.
jest joanną. ach gdybyś jeszcze była ruda.



https://truml.com


print