krsto


ścinanie drzew


ścinaliśmy drzewa
ich śpieszne gałęzie
spadały na głowy
tych co stali pod nimi
 
jedna gałąź dotknęła mnie
w miejscu uśmiechu
położyłem na niej rękę
i dłoń mi zadrżała
 
dotyk kłującej jodły
był niczym balsam
na  znękane ciało
 
spojrzałem w górę
przepływał rój ptaków
ich głosy brzmiały
jak dzwon na trwogę
 
byłem spokojny i sam
pod niebem odchodzącym
wśród ciszy
drgającej jak słońce
 
czerwony medalion
na płocie po drugiej stronie
piaszczystej drogi
niósł nadzieję na radość
 
ale nie nadchodziła
i słowa uciekały w smutek
zaokrąglony o dzień jeden
i dwie noce pieszczot
 
czas na obiad
zawołano od drzwi
wstałem i poszedłem
naprzeciw siebie
 
Dębki,2 września 2011



https://truml.com


print