Wieśniak M


11 września


Czy widzieliście te rozszerzające się źrenice dzieci na widok kolorowego balonika? Czy jeszcze pamiętacie swoje własne?
Gość który go wymyślił powinien żywcem pójść do nieba za miliony uśmiechów podarowanych światu.
Z dzieciństwa pamiętam panów stojących na rogach ulic, przed wejściem do parku i zoo z zatkniętą na kiju główką kapusty. W nią powbijane były na drucikach obiekty pożądania wszystkich dzieci. Balony - kolorowe, w różnych kształtach i wielkościach. Po 1989 r na fali ogólnej radości zawitały do nas ze zdwojoną energią. Powoli ale systematycznie wypełniały wszelkie aspekty naszego życia. Towarzysząc nam od narodzin, przez chrzest, komunię, ślub aż po wszystkie rocznice godów. Dopiero śmierć stanowiła dla balonów pewne tabu, choć i tu potrafiły szybować do nieba, obrazując symbolicznie naszą ostatnią drogę. Kolorowe balony napełniane powietrzem czy helem pojawiały się na wszelkich imprezach, otwarciach, piknikach, zjazdach, zlotach i powitaniach. Na imprezach oficjalnych i tych całkiem prywatnych. Całkowicie apolityczne uświetniały manifestacje każdej  ze stron sceny politycznej. Były na manifach i pielgrzymkach na Jasną Górę. Eksplodowały ferią wielobarwnych mniejszych baloników lub conffetti w szczególnych momentach uroczystości. Wywołując zawsze ten sam efek t- uśmiech. Nieraz obserwowałem twarze dzieci i dorosłych na ich widok. Przez moment wszyscy stawali się dziećmi. Oczywiście po pewnym czasie dorośli wracali do surowego oblicza, ale co jakiś czas uśmiechali się do nich ukradkiem.
Dekoracje balonowe przybierały coraz bardziej monstrualne rozmiary. W balonowych girlandach, łukach widywano już całe stadiony. I kiedy wydawało się że ta ekspansja nigdy się nie skończy przyszedł pewien 11 września. Grupa panów o smutnych obliczach wypuściła powietrze ze wszystkich balonów zachodniego świata. W jednej chwili miliony, miliardy balonów przestało cieszyć nasze oczy. Jakby to one były celem ataków. Gwoli prawdy były. To myśmy wywołali im wojnę. To na nich skupiła się cała frustracja z powodu utraty poczucia ogólnoświatowego bezpieczeństwa. Mały wesoły balonik stał się kozłem ofiarnym.
Tego dnia umarły zabierając ze sobą nasze uśmiechy.
Minął jakiś czas. Uśmiech jako naturalny odruch powrócił, za nim nieśmiało powrócił i balonik, ale już bez wcześniejszej dominacji. Skromnie zajmuje nisze, bojąc się że znów ktoś wyciągnie szpilkę....



https://truml.com


print