Ustinja21


requiem na krawędziach pękniętego lustra


próbuję się zmusić, wytłumaczyć jej, dlaczego rachunki są tak wysokie
a każda praca, którą dostaję, hańbi i parzy nawet w krótkometrażowych koszmarach
ona ucieka. piłuje paznokcie. kawa czarna, pływają w niej niedorosłe odejścia

na tyle czarna, byś ich nie widziała.

potrzeba przestrzeni, więc dalej i śmielej! wyważ drzwi, obetnij mi włosy
gdy zasnę, nie dobudzi mnie nawet sama śmierć. zmęczona ręka
spadnie gdzieś poza krawędź łóżka.

*

staniemy znowu nad przeręblą
gdzie po raz pierwszy zgubiłyśmy człowieczeństwo

może jakaś kropla wody zlituje się i oczyści nas

z chłodu.
             miliony odłamków czekają
na wyciągnięcie. a w każdym z nich
odbija się twoja twarz

wciąż słyszę dźwięk, kiedy roztrzaskuje się na sklepieniu nieba.

bo świat jest jednak skończony.


17.08.2011r.



https://truml.com


print