krsto


lovebird


za bramą rosły morwy
ich lepkie owoce
spadały na nasze
schylone głowy

białe i czarne
w piachu i liściach
leżały cicho
gąsiennice strachu

przy domu
płynęła ścieżka
jak wstęga rzeki
drzewa wyrastały z ziemi

szły wolno ku górze
aniołowie
w gałęziach ramion
ptaki siadały i jadły
srebrne i ciemne krople

niosły na grzbiecie
rytm wiersza
drżały we mnie
niebieskoskrzydłe lekkie istoty

śpiewały poranne pieśni
zawsze zranione
przez ciężkie kroki
podeptaną zieleń i żwir

był tam ptak jeden
inny od reszty
jego nazwałem lovebird
dałem mu imię
ptaka miłości



https://truml.com


print