Miladora


Opowieść o Locie


Nic bardziej nie obfituje w nonsensy niż historia ludzkości.
 
Opowieść o Locie
 
Lot był mężczyzną energicznym, przystojnym i z temperamentem. Nie uchroniło go to wprawdzie od ożenku z niewiastą zupełnie tego temperamentu pozbawioną, lecz na swój sposób i tak radził sobie całkiem nieźle.
 
W zasadzie nie mógł narzekać. Żonę miał gospodarną, cnotliwą i oszczędną. I chociaż nie sprawiało jej to szczególnej przyjemności, znała swoje miejsce i bez protestu układała się w pozycji - po bożemu. Inaczej w ogóle nie chciała dać i Lot gardło sobie zrywał, próbując namówić ją na jakieś ogólnie przyjęte figielki. Może to było przyczyną, że nie mieli dzieci?  A może też wina leżała po stronie Lota, który bardzo szybko poszukał sobie zadośćuczynienia gdzieś indziej. To gdzieś indziej leżało na tyle blisko, że zawsze wracał na czas do małżeńskiego łoża, a Druga, jak można było przewidzieć, stanowiła całkowite przeciwieństwo Prawowitej. Pasowali do siebie. I zanim Lot zdążył się spostrzec, miał dwie żony, dwa domy i nawet w dzieciach zaczęło mu się darzyć. Pewnie przedtem był za bardzo spięty. Słowem, historia stara jak świat.
 
Żyli sobie spokojnie w mieście sławnym i bogatym. I nie tylko bogatym, lecz słynącym także z wszelkiego rodzaju uciech. Cóż, jego mieszkańcy mieli dość czasu i pieniędzy, by bawić się wesoło, a w dodatku mieli jeszcze wystarczająco dużo fantazji.
 
Jedynie biedny Lot chodził, ciężko wzdychając. Obowiązki związane z utrzymaniem dwóch domów i wzrastającej liczby dzieci nie pozwalały mu na inne przyjemności. Nie miał na to czasu.
 
Nie wiadomo, dlaczego sprawa nigdy się nie sypnęła. Może z powodu zapracowania obydwóch żon, a może także przez to, że dla rozbawionych i hulających wesoło sąsiadów bigamia Lota nie była żadnym grzechem wobec ich własnej rozpusty i bezeceństwa. Z tą rozpustą, to prawdę mówiąc też nie było całkiem tak, jak to później przez całe wieki podawano do publicznej wiadomości. Po prostu mieszkańcy owego szacownego grodu zbyt wcześnie wymyślili hedonizm, a ponieważ ich Bóg miał nieco inne zapatrywania na cnotę niż stary poczciwy Zeus, więc też obrywało im się za to całkiem nieźle. Trudno, taką mieli  naturę i nie chcieli się zmieniać.
 
Bóg cierpliwie upominał, tłumaczył, ostrzegał, a potem zaczął się wnerwiać.
- Do diabła! - mówił gniewnie. - Nie możesz przejść spokojnie obok żadnej baby, nie łapiąc jej zaraz za cycki?! Od tego masz żonę. I noc!
- Żona nie ma takich ładnych - odpowiadał ze skruchą besztany. - A poza tym w nocy nie mam czasu...
- Hazard! Karty! Pijaństwo! Rozpusta! Wyścigi! - grzmiał Bóg. - To pierwszy krok do piekła!!!
- Wyścigi nie są w nocy - prostował nieśmiało grzesznik, wprawiając Boga w konsternację, po czym czmychał pospiesznie.

Bogu odjęło mowę.
- Nie ma rady - pomyślał, gdy wróciła mu zdolność myślenia. - Coś muszę z tym zrobić.
 
I zrobił.
 
Wywiesił ogłoszenie o stanie wyjątkowym. Że nie wolno tego, tamtego, owego, i w ogóle nic z tych rzeczy. Mieszkańcy pękali ze śmiechu, czytając, a potem poszli na festyn. Bóg był w kropce.
Wywiesił następne ogłoszenie o stanie bardzo wyjątkowym. Że pod groźbą nie wolno już niczego. Mieszkańcy popłakali się z radości i polecieli oczywiście pohulać.
- Do trzech razy sztuka! - powiedział Bóg, bo był cierpliwy, choć nie umiał się bawić. No i miał już w tym wprawę.
 
Co zawierało ostatnie ogłoszenie, nie wiadomo, bo nikt już nawet nie spojrzał. Mieszkańcy hulali, a Bóg szalał. No i postanowił ich wytłuc.
 
Ale że był Bogiem sprawiedliwym i miłosiernym, zdecydował, iż jedną rodzinę ocali z pogromu. Ze względów dydaktycznych, dla potomstwa, i do wiadomości ogółu, rzecz jasna. Przeglądnął rejestry, kartoteki i dusze mieszkańców. Wszędzie roiło się od grzechów. Wreszcie natknął się na Lota.
 
- Ostatecznie, można by mu przebaczyć – pomyślał. - Te dwie żony to już wystarczająca pokuta.

I tak Lot ocalał.
 
Bóg przeoczył tylko jeden szczegół, z którego później skwapliwie skorzystali mormoni. Ten, że ratując Lota, stworzył jednocześnie precedens wielożeństwa.
 
Próbował wprawdzie wybrnąć z sytuacji licząc na przysłowiową babską ciekawość, ale która z żon obejrzała się za siebie? Nie wiem…
 
Pewnie obie, skoro biedny Lot musiał w końcu żyć z własnymi córkami, a Bóg pogodzić się z tym faktem, jako że liczba wyznawców gwałtownie zmalała.
 
I po to trzeba było niszczyć Sodomę i Gomorę?!
 
 
 
 
 
 
 
Dla Renatki za wiersz „synonim grzechu” i dla V.H.v.Borkowskiego za komentarz.



https://truml.com


print