Marzena Przekwas-Siemiątkowska


Żerowisko


„Plantacja kamieni”


Wg W.
 


Prawie
zawsze po złotej rybce pozostaje 
w kuli osad. Chemia nie tłumaczy wszystkiego i nie
do końca mnie zadowala. 
Podobno twarda woda, wiązania itd.  
Myślę, że jeśli głaz, to u szyi i na dno, nie na
płyciznach. Jeśli ktoś skacze, 
to nie po to, by przywierać brodą czy czołem do
ściany. 
    
Chociaż w sumie nie to jest ważne. Ów osad bywa
zaledwie ubocznym skutkiem życia. 
Jakkolwiek nie umówisz się, ze sobą i innymi, że
nie ma ciebie, że nigdy ciebie 
nie było, to ta cholerna maszyneria, którą jest
pamięć, rysuje kreski jak 
sejsmograf albo wykrywacz kłamstw. Im częściej
powtarzasz i obiecujesz, że 
jesteś – paczką, śmieciem, którego nie warto
podnieść z chodnika, tym częściej 
pojawia się Mateusz i mówi:  
 - Nie gubię śmieci i nie kopię paczek.

Trafia się jeden porządny, budzi wątpliwości,
które jak kleszcze zaczynają tyć, 
chorować i rzygać do mózgu. Najgorsze są miękkie,
bo nie pokryte pancerzem. 
Kiedy próbujesz je wyplenić, prześlizgują się
pomiędzy palcami. Łatwo je 
zgnieść, więc zęby pozostają pod skórą.  

Czasem trzeba nacinać, żeby  przypomnieć, po
co hoduje się kamień w spiżarni.
Przy
dojrzewaniu do skał potrzebna jak odpowiednia temperatura świństw. Najlepiej
kiedy drożdże pokryte są już pleśnią. 
Rozdzielenie płynów ustrojowych i spokoju poprzez odparowanie nie trwa
wiecznie.  Jedyne, co się skrapla, to pot
przy odwracaniu kamieni na boki. Praca ta wymaga dyscypliny, by uniknąć
nierówności i pytań. Kiedy stojąc na ugiętych nogach czujesz, że już nie
udźwigniesz, nastąpił odpowiedni czas.
 
 
 
***
Trywialnie
się zaczęło – od instrukcji czyszczenia kuli.



https://truml.com


print