Rekin


W samo południe


idę koleiną zdarzeń
dwiema lewymi nogami
miedzą po swojej wsi

sołtysowa za oborą łuska
zmysł krytyczny
i leci regionalną gwarą

sąsiadko mój kretyn jełop
ciemniak po ofiarach losu
to ostatnia świnia

kwiecista lipa pęka z rozpaczy
a kot chucha dmucha
trze łapami po nosie

od smrodu klozetu z dech
gdzie komary rąbią dupę
samego właściciela

brzęczą; sołtysie czy ci nie żal
kryzysowej rolki
brzydoty okropnego wychodku

niczym długie zęby Drackuli
żądła na pobojowisku estetyki
wpijają się w ciało

aż czuję się nikim
obniżam poczucie wartości
toksycznym wstydem

mszyce żrą koper
i jeszcze coś zawodzi
szarą rzeczywistością

spadającą jak sęp
na dzieci kapitalizmu
zaminowane powierzchownością

nie mogę być prorokiem
we własnej wsi kiedy
krasula żuje trawę



https://truml.com


print