Mirosław Ostrycharz


* * *


Idę drogą, bezdrożem, byle dalej przed siebie.
Przeganiają się chmury po wieczornym już niebie.
Przydrożny jesion w wietrze łopocze resztą liści
poszarpanych i chorych, pobielałych na mrozie.
Niczym wilki jelenia w zadrzewionym wąwozie
ze zbliżaniem się zmierzchu osaczają mnie myśli
- o mych dawnych marzeniach, snach rojonych na próżno,
kruchej, cichej radości, która przyszła tak późno.



https://truml.com


print