Pio


macewy


Na stoliku nocnym mojej pamięci
Zasiadł czarny ptak

Wczoraj gdy jeszcze śmiech
Perlił się z ust naszych
A słońce wygrywało przyjazną melodię na ścianach
Dziecięce dłonie
Tak zabawnie składały dom z drewnianych kostek
Wiadomo było że przepadnie wśród szaleństw i konstrukcyjnych wad
Ale wszystko
Miało swoje właściwe miejsce

Zastanawiam się która fotografia
Musi spaść trącona jego skrzydłem
Na kogo przychodzi całun zapomnienia

Powietrze w letnim blasku wiruje
Miriadami drobin kurzu
może to gwiezdny pył
Zapach podwórka i stalowe jęki
Odkształconych latami ciężkiej powinności bram
Zgarbione plecy orzechowej twierdzy
Oddycham pamięcią
Jak niewiele trzeba by oddychać

Może jeszcze nie dziś
Przyjdzie nam zbierać potłuczone szkło
I bać się nadchodzącej nocy

Wyglądam przez okno na inny świat
Czasem jak coś w nas się uprze
I zapomni języka w duszy
To będzie tak trwać wpatrzone w nicość
Kłamiąc w żywe okna
Że wszystko wygląda jak kiedyś i trwa
Niezmienne, żywe, prawdziwe

Tylko strach nie pozwala iść i widzieć
Zarośniętych bluszczem płyt
Z wypisaną skargą dat



https://truml.com


print