Marek Gajowniczek


Matka


Moja matka jest kasjerką w "Realu"
- powiedziałem, gdy spytał mnie ktoś.
Nie chcę tu o przykrości, czy żalu,
pisać, kiedy dopada mnie złość.

Powiedziałem, choć prawdę znałem,
bo kasjerka to zawód na "ka".
Już nie kocham jej, jak kochałem,
lecz cóż zrobić - to matka jest ma.

Nie tak łatwo o tym Wam mówić.
Jeszcze trudniej jest wiersz napisać.
Moją matkę można polubić,
co myślicie, będzie mi zwisać!  

Nie wiem, co ją do tego skłoniło.
Taka widać naprawdę już jest.
Nic nam przecież w domu nie przybyło,
czasem tylko - po prostu ma gest.

Wtedy pyta się: - Co byście chcieli?
Na pytaniu zwykle się kończy.
Dawno już nie mieliśmy niedzieli.
Nasza matka jest jak pies gończy.

Na kiwnięcie tamtych z agencji
zawsze leci i wszystko zostawi.
Nie ma innych już preferencji
tylko myśli jak innych zabawić.

Nasza matka nie ma dla nas serca.
Ciągle źle swego szefa wybiera.
Chociaż wie, że to oszust, oszczerca,
zawsze drzwi mu chętnie otwiera.

Człowiek matki sobie nie wybiera.
Nie ma wpływu kim ona się staje.
Nie chcę, by ktoś ją sponiewierał
i dlatego wciąż przy niej zostaję.

My - jej dzieci niewiele możemy.
Ona jedna nas wciąż utrzymuje,
a bez matki żyć nie umiemy.
Czemu los nas prostytuuje?

Ktoś to za nas wszystko ułożył
i pilnuje, by nadal tak trwało.
To nie może być planem Bożym,
by się modlić tylko pozostało!





https://truml.com


print