sabathini


ono


Połamane gałęzie
uderzały o brudne okna
słońce przez nie brzydziło się
przeniknąć

w melachicie twoich oczu
zatapiałam się do bezpamięci
furia gryzła palce do bólu
melancholia przycupnęła na ramieniu

poplamionym krwią prześcieradłem
zakrywałam bezwstydne myśli
jeszcze wtulona w ciebie
a już jego na wieki

leniwe światło sączyłeś do pokoju
łapczywie dusząc mnie
słodką odurzającą zielenią
stworzoną przez mokre palce
...

A ono we mnie rosło
bezszelestnie i ciepło



https://truml.com


print