sabathini


przy drodze


ugniatam brudne ciasto
pomruków
trzeszczy mi pod palcami
Twoim głosem śliną
mnie oblepia

woła do moich myśli
one stają się coraz bardziej
nie moje
niczyje
niechciane
jak łupki po orzechach
stłuczone na święta

tunele zieleni pochłaniają mnie mokre
soczyście obezwładniają
parują słońcem
mgłą się stają między Nami
murem
bezbrzeżne wspomnienia
zatapiają się w sobie



https://truml.com


print