Carrie


"Późnonocny spektakl o zabarwieniu erotycznym"


dziesiąta trzydzieści.wieczór.dawno wystygła
kolacja.powoli dopala się druga świeca woskiem
ornamentując obrus.House przestał mnie uwodzić
cynizmem. wolałabym z kimś innym zagrać w doktora.

leniwie zsuwam spódnicę.prześcieradłem gładząc
nierówności na udach.słyszę.skrzypienie drzwi
do klatki schodowej.rozgrzewam się.nie to nie ty.
ty tupiesz. pewnie to sąsiad z naprzeciwka.

zdejmuje buty.czarne na szpilkach.lubiłeś
kiedy wbijałam ci je w pośladki szczytując.
drżę.wiatr przez uchylone okno ciekawsko
zagląda mi między nogi.to nie dla niego.

rozpinam haftki.po sutkach falują włosy.
oczy mam wielkie niczym małe dziecko
w sklepie ze słodyczami.na czerwone usta
samoistnie wypływa uśmiech.

dźwięk klucza w zamku. odwracam się.
trzęsącym głosem szepczę.

kochanie dzisiaj chcę to zrobić
jak jaskiniowcy



https://truml.com


print