Deadbat


Słów kilka rzuconych bezładnie


Oto kształt
Oto forma
Oto śmiech
Oto płacz zawinięty w pięść
I słów szklane ostrza
Z warowni bólu wyrywane wiatrem
Szarpane wichrem burzy


Oto pęd
Oto masa
Oto ruch zawarty we wszystkich płaszczyznach
We wszystkich zawarty wielomianach

Nadchodzi

To do was wołam o nieba kamienne
O łzę się proszę i łzy się domagam
Niech was krystaliczne ciało wiedzie
Ku lądom do których mnie moje donieść już nie zdoła

Odkryłem bowiem zdradę śmiertelną i wrogą
Tragizm tak trywialny że i śmiechu nie wart
I w nicość czułki wpijam myśli dawno zaniechanych
Aby sens na moment pochwycić nim zginie w mym kręgu

Oto to co ani wysokie ani niskie
Ani wątłe ani silne
Ani z ciemności ani z mroku tkane
Zwykłe zwykłością garści ziemi czy kawałka skały
Pragnie krzyczeć
Chce wołać

Chociaż zna odpowiedź

Więc skowytem chociaż
ciszę nocy przerwę
I bezgłośną skargę
skieruje ku wzgórzu

zanim (bezpowrotnie) skona



https://truml.com


print