Adam Pietras (Barry Kant)


Beat


Dysonanse owinięte płótnem. Zmysły są rozbudzone.
Eter wydaje mgliste nazajutrz, słyszę drewniane piszczałki.

Palisz papierosa. Noc o stonowanych barwach, nasze narzecza.
Nabieramy się, to trafność spostrzeżeń.

Jasność umysłu. Intensywność obrazów. Wodne ptaki i paciorki,
Paciorki nawleczone na rozciągliwą nić. Nosisz je na lewym nadgarstku.

Palę papierosa, dzielę się z tobą. Informacje to destylat chwil "aha".
Poszukuję wytchnienia.

Chaty na Highlands. Sypialiśmy na wzgórzach. Obrazy przesuwały się przed
Naszymi oczami.

Albo Francja. Namioty na festiwalu rozbite nad rzeką, na przeciwległym brzegu
Jakieś apartamenty, miasto pełne cyrkowców i podróżnych dziwaków.

Liczę językiem swoje zęby. Halucynowaliśmy. Z dzieciństwa pamiętam jeszcze
Dzwonki do mechanicznego bilarda i morze.

Albo drzewa pod zielonym niebem i czarnymi gwiazdami. Pył błędnych świateł.
Krew przepływająca przez żyły i tętnice. Biologiczne maszyny, słońce rozszczepione
W indygo.

Bóg jest rozmiarów ziarnka piasku i przefruwa przed naszymi oczami jak pikujący ptak.

Jakieś zadane, choć trudno powiedzieć, czy własne - pragnienie

Szum, istnienie idealnie obojętne.



https://truml.com


print