Deadbat


Dosyt


Dzięki Tobie niech będą Nibbano
Że zabierasz mi myśli słowa wreszcie mnie samego
Że uwalniasz od męki stawania się ciągłego
W praoceanie chaotycznych uczuć
Skazany bowiem jestem na śmierć od dnia moich narodzin
Dlatego
Oddaję ci z chęcią moje złe uczynki
Oddaje ci z chęcią również i te dobre
Nic przed Tobą nie skryłem nic nie przywłaszczyłem sobie
przeniknij mnie do kości i od najjaśniejszych szczytów do najciemniejszych krawędzi
zatrzymaj moje serce i uwolnij od niego
Obym nie musiał już trwonić czasu na próżne istnienie
Na rozdzielenie odłączenie i pustkę
Na odczuwanie nieistniejącego ego
Na puste gesty myśli i uczynki
dzięki tobie zrozumiałem je bowiem i je porzuciłem
jak krab porzuca nieużyteczną muszlę bez żalu czy smutku
Na wydumane rozdzielenie i nieistniejącą jedność
Na własne cierpienie którego sam jestem sprawcą
Na wydmuchane zasługi i zawyżone winy
które głoszą mi inne cierpiące istoty z tego uniwersum
Na własną niemoc kiedy patrzę na ogrom cierpienia które je wypełnia
Cierpień tych mrowie nie do wyrażenia wszystkich istot czujących rozdartych skazaniem na tymczasowe trwanie
Obym puścił się nieistniejącego parapetu
wraz z którym spadam od dnia moich narodzin
i odnalazł radość swobodnego lotu
Niechaj mój umysł stanie się niczym idealne lustro
i nie zatrzymam nigdy już dla siebie niczego
lecz zwyciężę byt niebytem
nienawiść zwyciężając miłością
Stając się w pełni sobą
poprzez zaprzestanie stawania kimkolwiek
Na miliard gwiazd bowiem
człowiek rozpryskuje się uderzywszy w nibbanę
Albo zapada w czarną dziurę pod wpływem własnej masy
Dlatego dzięki niech będą Tobie
Nibbano



https://truml.com


print