Sztelak Marcin


Grafowiersz


Ironia losu:
nie chodzę boso po kwiecistych łąkach,
mam dziurawe skarpety,
poprzecierane nadmiarem zakrętów.

Na drodze pomiędzy domem
a ostatnią przystanią.
Gdzie zwykłem grywać
w kółko i krzyżyk, mówiąc szczerze
kwadrat.

Lecz bądź tu człowieku
poważny kiedy kieszenie puste,
nade mną gwiaździste, we mnie
czterdzieści i cztery
kawy.

Do tego w zaułkach czyhają
zamaskowane dziewice.
Z demobilu.
Jak najbardziej spragnione,
choćby tylko łyka samogonu.

A księżycówka wyszła już w połowie
podróży, zresztą dawno po pełni.
Jakby nie patrzeć,
nawet przez dziurkę od klucza:

Ironia losu.



https://truml.com


print