gabriel 123
Miesiące
między niebem 
a ziemią 
spadające słońce 
w zenicie 
cienia brak 
płyną miesiące 
z ptakami 
odeszło lato 
który raz
wątpliwie 
myślę o jutrze 
kiedy nadejdzie
mój czas 
wytropił dawno temu 
jakby minęło sto lat 
niebo w czerwieni 
zachód 
słońca blask 
po co jestem 
może z konieczności 
zdany na los 
szukam miłości 
kto znajdzie pierwszy 
ja czy ona 
o ile 
w ogóle 
wielka niewiadoma 
kroczą mroki 
dni niespokojne 
świętość 
przechyla szalę 
z diabłem tocząc
wojnę 
nie ciało 
zależna dusza 
uciec chce 
by nieszarpaną 
tylko gdzie 
cudze niebo 
cudza ziemia 
spadające słońce 
dla mnie 
nic 
odpłynęły 
miesiące
   x    x     x
mnóstwo pytań 
zadaję życiu 
cóż za zakrętem 
chciałbym wiedzieć 
gdyż ono 
momentem 
żeby los trzymać 
w dłoniach 
trzeba coś dać 
leżąc pod gruszą 
aniołowie nie muszą 
dając rzecz jasna 
brać 
w tle miłość 
kłody po nogami
powinniśmy 
wylewne uczucia 
byle nie sami 
wtedy jesteś wart 
narodzonemu
oddając świat 
pięć może więcej 
pokoleń 
pozostanie ślad 
zadałem pytania 
zaś ono echami 
kosmos wielki  
ja mały 
z porywami 
przeminie 
 wszystko 
które za 
idąc do przodu 
trwa
    x     x    x
wraz z cieniem 
który 
zabierze się 
 ze mną 
paprochem 
zamiecionym pod dywan 
tam też znajdą 
tłum liczny 
nie kryjówka 
ludzie mają 
 oczy 
a kiedy 
posłuch 
doniosą 
świat światem 
zawsze
nie na miejscu 
cząstka mnie
próbuje dogonić 
resztką siebie 
czym zawiniłem 
istnieniem 
na świętej ziemi 
przekleństwem 
którym obarczył 
tam wysoko 
również widzi
gwiazd tyle 
za gwiazdami 
gwiazdy 
a niebo 
nie kosmos 
   x   x   x 
uchylam furtkę 
wpuszczając 
z pokorą 
serce sługą 
zawsze na rozkaz 
wtedy 
do powiedzenia 
będziesz miała 
wiele
kiedy ucichnę 
deszczu nie sprowadzę 
może uderzą w dzwon 
przyjdzie nasz czas 
lecz teraz zapraszam 
serce 
znaczy serce 
     x     x     x
kiedy spadnie deszcz 
wezmę parasol 
czarny 
niczym
chmury na niebie
wtedy nie zmoknę 
szukając miłości 
u paplany 
w błocie 
warta tego 
parasol czarny 
niebo czarne 
czarne również 
lakierki 
znajdując
stanę przed 
drzwiami 
i zapukam 
wpuścisz 
zdejmę buty
    x   x   x 
  kim jestem 
dobre pytanie 
duszą rozrywaną 
nadprzyrodzonymi 
ciało powłoką 
dla śmiertelnika 
boli 
kiedy uderzysz 
jedno 
w drugim 
dopełnieniem 
biją się ci 
których nie widzę 
zostawcie mnie 
z niedostatkiem 
na ziemi 
cenniejsze oddam 
zachowując życie
   x    x    x 
wszechświecie 
często spadają gwiazdy 
w orbicie satelity 
porzucone śmiecie 
gdzie ładu szukać 
kiedy nieład czyni 
człowiek 
zadufany w sobie 
lodowce się cielą 
morza wysychają 
tamy rzek nie wytrzymują 
nie trzeba trąb 
by padły mury 
Jerycho sobie gotuje 
a ja dziwiąc się 
patrzę 
w płaski ekran 
nasycony kolorem
 
w który
wlazłbym 
by zmienić świat 
Alicja i Oz 
choćbym chciał 
nie pójdę 
   x     x     x
https://truml.com