harry


Tylko Tam


Głuchy grom…
Zadrżał masyw

Potoczył się Kamyk
Spokojnie, ze szmerem
Własnego oddechu
Niknącym w oddali

Znów cisza niewinna
Nie poszła lawina
Głazów ni ociosów
Za tamtym

Ogładzony przez trudy
Co niewinność próbowały
Wrodzonym nawykiem
Pozostał On dumny

Wicher swą siłą
Co onegdaj dął w oczy
Posłał dębowy liść
By legnąć mógł zasłużenie

On zaś spoczął
Osadzony ostatecznie
Jak na legowisku
Wieczności

I Niebo rosi
Aż zmyje naloty…

Hej, Kamyku obmyty
A szlifowany cudnie
W nieboskłonie pamięci
Rozbłysłeś wśród swoich!



https://truml.com


print