normalny1989


Szczęśliwy wisielec


W tym śnie latałem
latałem wysoko,
niczego się nie bałem
szklane mając oko.

Ślepy byłem
niczego nie czułem,
rany w nicości zanurzyłem,
zniknęły bóle.

Obudziłeś mnie o trzeciej,
więc oczy otworzyłem
wiatr melodie niesie,
szorstki sznur przyjemniej
niż chore ludzkie ego
otula moją w szyje.

Jestem ulem z rojem pszczół wewnątrz
nie żądlą mnie, bo dobrze im ze mną,
wisielec jestem, ale umrzeć nie mogę,
bo kiedy obok przechodzisz budzisz mnie,
celowo zahaczasz o moją nogę,
kłamiąc, że tylko pomiłiłeś drogę
i że akurat szczerość
kierowała Cię w moją stronę.

Zbudź mnie raz jeszcze,
a sztuczkę wykonam
w Twoje morficzne pole
i zetnę Twoją spaczoną głowę.



https://truml.com


print