smokjerzy


Rozpogodzenie


Kawa wrzeszczy prosto w nos.
Spokój błąka się po irracjonalnych kątach.
Na półkach z książkami drzemie język polski,
ale już się wierci. Po sakralnej stronie szyby
ogon kota Lucka wznosi modlitwy do dnia. 
A ten nadal uwikłany w resztki nierzeczywistości.
Pies miażdży mi stopy, ze strachu, że uciekną 
nie wiadomo dokąd. Kawy nie ma, znikła, 
może sama się wypiła. Zapach ciszy wnika 
w kiepski wiersz o czymś tam dziwnym.
Czas otwiera się na oścież. Wchodzę. Za mną 
pies i przeszłość, sapiąc głośno. Lucek
już tam czeka, wraz z upolowanym słońcem.



https://truml.com


print