smokjerzy


Sen trzeci


Biało-czerwone pomarańcze stały przede mną na baczność i świeciły oczami, dzięki czemu było jasno jak w dzień. Chris Botti ujeżdżał wielką pchłę, co rusz wypadając  z siodła. Słoniowa trąba przyglądała się temu krytycznie. Wstydziłabyś się, krzyczałem na jedną z pomarańczy, taka dojrzała, a w głowie same głupoty! Przejęta, puściła soki - zapachniało Gwiazdką. Z kominka wysypał się Wściekły Mikołaj w czarnej sutannie, z wielkim workiem wrośniętym w plecy, z którego wydobywał się smog i dziecięcy płacz. A ty? Czy ty byłeś grzeczny? Zapytał głosem do złudzenia przypominającym lawinę gwoździ  toczącą się po równi pochyłej mojego sumienia. Zadrżałem. Grzechy, jeden po drugim, zaczęły wyłazić ze mnie wszystkimi otworami. Jestem najcięższy, wysapał ten ostatni, śmiało, a nawet bezczelnie spoglądając w Mikołajowe oczodoły. Na podłodze zmaterializowała się waga, identyczna stała w spiżarni, w której babcia Zosia przechowywała zaprawy, porzeczkowe wino, pierniki i pieniądze, ale tylko te, o których nie powinien wiedzieć dziadek. Właźcie, warknął Mikołaj, ty na jedną szalę, a ty na drugą! Po zrzuceniu balastu z łatwością wskoczyłem na swoją, grzech jednak, nim się wgramolił, musiał skorzystać z pomocy Anioła Stróża, Straży Pożarnej i naprędce stworzonego dźwigu. Żadnej reakcji, szale ani drgnęły! Popsute, czy co - Mikołaj drapał się po brodzie, wzbudzając umiarkowaną panikę wśród pcheł. Może po prostu tyle samo ważymy, zasugerowałem nieśmiało. To niemożliwe, zobacz jaki on tłusty - oskarżycielsko wskazał palcem na grzech. Odruchowo zerknąłem i, faktycznie - nawet kot Maciej po zjedzeniu trzech myszy, jednego szczura  oraz zawartości sześciu puszek karmy dla psów nigdy nie wyglądał jak to tam. No to może ja zejdę, a ty wejdź na moje miejsce?  Na pierwszy rzut oka widać, że jesteś cięższy ode mnie, więc dalszy brak reakcji oznaczać będzie awarię, a jeśli reakcja nastąpi - potwierdzi równowagę. Mikołaj obruszył się, ale mój błyskotliwy pomysł już wylizywał mu ucho. Niech będzie, dość czasu tu zmitrężyłem! To rzekłszy zdmuchnął mnie na podłogę, a sam, rzecz jasna przy pomocy Anioła Stróża, Straży Pożarnej i dźwigu, wtaszczył się na szalę wagi.  Reakcja była zatrważająca - grzech z kosmiczną prędkością wystrzelił w górę, w niemal tej samej sekundzie Bóg wrzasnął, że coś mu wpadło do oka, piorun trafił Mikołaja w jaja, dalej już nic nie pamiętam, bo Chris Botti  spadł z pchły wprost na słoniową trąbę, która ryknęła z bólu po raz trzeci i obudzilem się - z ręką w święconej wodzie.



https://truml.com


print