zingara


czas zacząć się pakować


wciąż podążam za nim choć nic nie wiem 
o istnieniu po drugiej stronie światła nadchodzi 
ciemność zjawia się 
coś czego nie można opisać słowami

niczym łuna wznosi się to znów opada
a jego drżący głos błądzi między chmurami 
po czym rozprzestrzenia echem

woła wskazuje drogę czasami 
schowany w blasku księżyca
lśni niczym sen rozsypuje kosmiczny pył 
który istnieje tylko we mnie

więc – nie odwracaj ode mnie wzroku przybyszu 
bo zamieni się w błoto z którego 
powstanie kruchy posąg

rozpłaczę go i zniknę



https://truml.com


print