Yaro


o pędzących koniach niespokojnych wiatrach


pędza myśli w głowie 
na niebie jasne obłoki 
ze stodoły dachu gołębie jastrząb spłoszył
nadchodzą dni spokoju pełnych leni 
idziemy świtem po łące
zrywam tą zieleń co się rosą srebrną mieni
 
gasną gwiazdy słonko przysłania kontur nocy
zaniedbani nieuczesani wiatr nas głaskał 
koń po trawie galopował parskał 
grzywa końska jak apaszka owijała w kłębie wałacha 
nad pastwiskiem mgła opada jak emocje 
 
do chaty wracam zarośnięty brodaty
ojciec wymyśli robotę bym nie myślał o niej 
co świat ozłaca i wydziera uczucia prosto z serca 
nie mogąc jej zadowolić i uchylić nieba skrawku



https://truml.com


print