Belamonte/Bożydar


Karty dziadka - z tomu Spotkania i rozmowy


gdy idzie obok czarno czerwona
pieszczą ją moje oczy
potem zabieram ze sobą obraz
nie zawładnąłem niczyją duszą, esencją
to tylko karty do gry

oddala się wolna, ja odjeżdżam
cała rzeczywistość, szachownica znika
bawię się ślepymi duszy poruszeniami
znaczkami świata boleści i decyzji światostwórczych

lustro którym władam
odbija i rozumie tak, że ci po drugiej stronie
zostają tam, niedotknięci
uciekam z nimi dla siebie do siebie
i kłamię - chyba

ma czarno czerwoną skórę w kratę
jak karty dziadka - kiery karo piki trefle
oni nic nie znaczą, ale ręce już bawiły się nimi
dojrzewanie znaczeń
wszystko opatulone w bluszczach, winogradach
halabardy, piękne stroje, miecze

chyba nawet węże jaszczurki zaskrońce
robactwo i jelenie rogi tonące w liściach
tam były tam było wszystko lecz nie miałem lupy
przebaczenie tam było i człowieczeństwo też
żywa sieć jej zmarszczek w kącikach oczu
duch gatunku
zakola za uszami jak na portretach dam

teraz te karty mogą ożyć, ich magia
polegała na wabieniu swoich własnych odbić w materii
na której odciskają się pieczęcie, cechy
reprodukcje pięknych dam i królów
w materii roślinnej, bogatej we wzory, w podłożu
aż twarz jakaś zostaje zawłaszczona i porzucona
zawłaszcza i porzuca

nie wszystko od razu wiadomo
dlatego najpierw są wróżby i przeczucia
czarno czerwona szachownica
porzucona, porzuceni, karty do gry
dla czyjejś gry

Na razie leżą pokryte kurzem, gdzieś w wywiezionym
meblu, w starej szufladzie, może zdekompletowane
Nie wiadomo jakiej talii były częścią, czekają
Aż się w nie jeszcze raz wpiję spojrzeniem
I utonę w bluszczu



https://truml.com


print