Pi.


śpiewająco


 
 
droga Pani od  muzycznego! chociaż nie zdążyliśmy 
przejąć się na serio zawiłościami jakiejś pięciolinii, 
ani nie otworzyły się nam jeszcze przedmutacyjne 
 
czeluście - o co szła batalia na dodatkowych
zajęciach z chóru - to przecież czegoś nas Pani 
skutecznie nauczyła. męski oddech z przepony 
 
jest inny od kobiecego. od razu zauważyliśmy 
różnicę. to na Pani lekcjach pasła się ciekawość. 
oto mistrzostwo podstawówkowego wszechświata!
 
zwłaszcza gdy Jędrek zwędził ojcu czarnobiałe 
foty hard. niby naprowadzała nas Pani intuicją 
na poszczególne dźwięki, jak kontrolna wieża 
 
naprowadza zagubione we mgle nosy aeroplanów, 
a myśmy już przy "sol" pływali ponad siódmym 
niebem, gdzie pętle pełne obfitych dojczebiustów 
 
i zarośniętych germanokroczy były nam bliższe 
od Haendla, Bacha, a nawet od ckliwego Sibeliusa. 
kto ważył się puścić fałsz niczym cichego bąka? 
 
kto sprofanował błogosławioną harmonię basów 
i wzbudził rechot rechotów wśród nocnej ciszy? 
nigdy się tego nie dowiemy, ale gdy piekły karki, 
 
a pośladki przeczuwały bolesną przyszłość, to ten 
przaśny enerdowski powidok rozsypanych wachlarzem 
prześwietlonych orgazmów wart był przecielesnej kary 
 
- choćby w stereo i kolorze. wystarczała nam matowa 
sepia i dopowiedziany błysk wyobraźni, by już zawsze 
przy adaggio przełykać suchość, gdzieś poniżej gardła. 
 
oj, grubo poniżej głębokiego gardła. nie, żebyśmy 
się skarżyli po latach. tęsknota w jądrach się nie liczy. 
to grupowy zgrzyt chórem. jeszcze niemy gang bang.



https://truml.com


print