Yaro


płacz ciszy


na dworze deszcz wycina psikusa
psychika niegdyś zielona dziś usycha
niczym zwiędły listek u Asnyka
każda kropla boli na tysiące sposobów
 
był sam
teraz dwóch dźwiga w sobie
rozdwojeni jak włosy
jak paznokcie
 
brudem smaruje twarz
idzie nie wymyśla
brudne ręce w  nieczystych myślach
bagaż wspomnień na ramieniu
i w tablecie wiadomości o świecie
 
na krawędzi tańczy kawowa ćma
trzepie się przy świeczce
ogień w sercach boli głowa
od niechcianych wieści
 
w samotni czuje się najlepiej
z gliny lepi garnki
oddycha powietrzem
z nieświeżym oddechem
zalewa go krew gdy pociągi ciągną wagony
jak węgiel czarny pod maską w słońcu lśni



https://truml.com


print