Carrie


"Kod genetyczny"


spoglądał z drzewa niczym
kat miłujący się nad ofiarą

to ta godzina o której
kiedyś rozwarło się niebo

płakałam jak ona
dwa tysiące lat wstecz
za wszystkie

tam była na kolanach
ostatni raz obmywając
ślady przebitych stóp

od tej pory już nie zgrzesz
odeszła we mnie wyłaniając
brzemię zdradliwie

to nie czas na łzy
podskórnie szczypała
policzek karcąco

nie posłuchałam
chociaż deszcz niczym
duch święty kroplami
próbował oczyścić winy

ten grzech po-pierworodny
wyryty pod naskórkiem

oni już nas potępili
jak bydło ostemplowali
zmazą na piekło

jestem kobietą
nie możesz mnie zbawić



https://truml.com


print