Florian Konrad


Bumb


Większość sąsiadów się go bała, bo - zgodnie z ksywką- za byle co mógł zrobić właśnie ,,bumb".
Kastetem, kijem bejsbolowym, obuchem siekiery, ale i gołą pięścią. Po dostaniu ,,bumb" od Bumba rzadko kto dochodził do siebie w czasie krótszym, niż miesiąc. Lądowało się po bumbich bęckach na urazówce, paru gości, którzy mieli mniej szczęścia- na oiomie.
Współczesny (dosłownie!) Łomonosow, Łomoszczękow, Łomożebrow, Urazotwórcow, Sińcoczyńca
Okoliczne dyskoteki, potańcówki, zabawy były jego. Wszystkie laski były jego. Gdy wchodził, może raczej trzeba stwierdzić, gdy NASTAWAŁ Bumb, wiecznie pijany i szukający zaczepki, frajerzy (czyli pozostali osobnicy płci męskiej) zmywali się z klubów, remiz z prędkością światła.
Podrywać specjalnie finezyjnie nie umiał, w jajowatej, ogolonej na łyso głowie nie istniały słowa ,,proszę, przepraszam, dziękuję". Taka intelektualna nawijka była dobra dla gogusiów w sweterkach w serek, z pinglami na ryjach, dla kujonostwa śmierdzącego rozprawiczającego się własną grabą. 
On miał inne słownictwo, bardziej luzackie. ,,Ruchać, jebać, spuścić" stanowiły połowę znanych przez niego wyrazów i dobrze opisywały sprawy, o których Bumb najchętniej rozmawiał. I- o dziwo- laski na to leciały.
Oczywiście nie ,,normalne", lecz typowe, przysmażone w solarium blond- pustaki w białych kostiumikach, z których wylewały się silikonowe wymiona.
Nasz bohater do ,,trzydziestki" jedynie raz spółkował jak człowiek, w łóżku. Przeważnie zaspokajał się, bo trudno nazwać to seksem, w kiblach, samochodach, krzakach. Dziewczyny były dla niego niczym jednorazowe, dmuchane lale. 
Sytuacja nieznacznie się zmieniła, gdy Damian- bo takie ,,świeckie" imię nosił Bumb- poznał Edytę. Żadna tam miłość od pierwszego,czy nawet pietnastego wejrzenia, zwykła ,,wpadka", gdy w wucecie klubu Honolulu napalone półzwierzęta były tak pijane, że nie wiedziały, jak się nazywają. Kto by myślał o zabezpieczeniach, gdy w obojgu buzowały schlane hormony!
Ponieważ Edzia była, jak to mądrze stwierdził dresiarz ,,zdrowa dupa", postanowił zamieszkać z nią i dzieckiem. 
I razem klepać biedę. Bumb i praca! Dobre sobie! Absolwent szkoły podstawowej i nieukończonej zawodówki, wielokrotnie karany za pobicia i kradzieże miał ujemne szanse na znalezienie normalnego zatrudnienia. Z resztą- nawet nie szukał. Przecież nie zhańbiłby się ciężką, fizyczną robotą osiem godzin dziennie! Tak to mogą zapierdzielać jakieś konie w kieracie, nie on! 
Tu się coś podprowadzi, to tam, komuś zginie spawarka z garażu, innego zmusi się do oddania komórki i jakoś to jest. Czym tu się przyjmować, póki rodzice finansują całą trójkę- życie jak w Madrycie! Na dyskoteki starcza, na fajki i alkohol-też.  A z chrztem Alizee i ślubem można poczekać na lepsze czasy. Po co bulić katabasowi za nic?
-Tak, dobra, zaraz będę...- wysapał pewnego dnia do jednego z dziesięciu kradzionych telefonów podekscytowany Bumb.
-Kto dzwonił?
-Yyy... pożycz samochód, muszę pilnie do miasta jechać. Kumpel ma mi oddać dług. Kupię coś małej...
-Tobie ma oddać? Czy raczej ty jemu? I nigdzie nie pojedziesz, nie masz prawka, kretynie!
-...kupię małej wspaniałą... zabawkę...- krzyknął dres wsiadając do auta. I pojechał. W domu pojawił się dopiero wieczorem, nieźle podpity.
Edyta wyskoczyła z chałupy. 
-No i gdzie ten prezent? 
-Mam, mam, ale dla siebie. Patrz- Bumb z uśmiechem rozsypał biały proszek na dachu golfa i zrolowanym banknotem dziesięciozłotowym wciągnął przez nos.
-Co to jest?!
-Kokaina. Brat Krzyśka skombinował. 
-To kupiłeś? Zamiast dziecku.. Ty skur...
Słowa, które wykrzyczała, a raczej wywrzeszczała konkubina Damiana nie nadają się do powtórzenia. Zmieniona w czarną panterę zaczęła szarpać chuligana, drzeć paznokciami po twarzy. Ten ją tylko odepchnął i dokończył zażywanie ,,towaru".
Następnie usiadł na ławeczce i wlepił tępy wzrok w studnię.
-Bumb! Bumb!- mamrotał okładając się z całej siły pięściami po głowie.
Edytę ogarnął śmiech i wróciła do chaty, do dziecka.
-No chodź już, baranie!- warknęła nieźle wkurzona, gdy wieczorem jej luby siedział w takiej samej pozycji i bił się w łepetynę.
Zero reakcji. Wykończona dziewczyna poszła spać. Rano okazało się, że Damian nie przesunął się ani o centymetr.
-Bumb! Bumb!- bulgotał waląc jak najęty w siną, pokrytą guzami głowę.
I tak przez trzy dni., Na nic zdały się prośby całej rodziny, która przekonała się, że to nie żarty, lecz chyba ciężkie uszkodzenie mózgu.
-Błagam, syneczku, idź do domu...-matka recydywisty padła na kolana.
-Bumb!
Zawezwana karetka pogotowia przyjechała na sygnale. Sanitariusze pokładali się ze śmiechu widząc gościa o wyglądzie rasowego przestępcy zachowującego się jak upośledzona małpa nieczłekokształtna.
Z zabrania do szpitala nic nie wyszło, Bumb siedział jak przyspawany do ławki i nie dał się oderwać nawet przy pomocy łomu, niezmordowanie mamrocząc mantrę.
-Tu chyba konsylium toksykologów i psychiatrów niewiele pomoże. Przypadek beznadziejny, radzę poszukać hospicjum- zawyrokował lekarz rodzinny załamując ręce. 
W przeciągu tygodnia coraz bardziej puchnącego Damiana odwiedziły ciotki, wujkowie, babcia, bliżsi i dalsi sąsiedzi w duchu cieszący się z nieszczęścia, jakie spotkało oprycha.
Dwunastego dnia trwania obłędu wszyscy- używając jego prostackiego słownictwa- położyli lachę na Bumbie, uznali go za bezpowrotnie straconego dla świata żywych. Rodzice wzięli wymiar i kupili mu piękny, czarny garnitur, poprosili nawet księdza, by przyjechał z ostatnim namaszczeniem.
Edyta zaczęła planować nowe życie, na fejsie zmieniła status na ,,wolna".
Gdy tak śniła o nowo poznanych, jurnych i napakowanych kolesiach, którym będzie ściemniać, że nie ma dzieci i w ogóle jest prawie dziewicą, gdy już- już widziała te nocne, skąpane w stroboskopowo- neonowym świetle kluby, gdzie będzie podrywana i adorowana, przy jej łóżku stanęło monstrum. Nie miało oczu, lecz dwie przekrwione szparki. W blasku księżyca lśniły sine rogi.
-Kto mi wpierdolił?- zapytało.
-Krzyśka spytaj. A najlepiej kokainy- mruknęła zła jak osa Edyta odwracając się na drugi bok. Miłosne podboje diabli wzięli.



https://truml.com


print