Deadbat


Gigantomachia


Nie umiem pisać (fakt :))
Nie znam właściwych liter

z tych niewłaściwych
sklecam bochomazy prymitywnych myśli
wstają z kolan giganty oblepione w głazy
wstają z kolan z ich oczodołów łez szumią wodospady
(niezdolne do życia bez żadnej pretensji do prawdy)
uśmierca je byle powiew z byle strony
Padają na ziemię kolejne wywołując wstrząsy
przeszyte nową myślą w samo meta-nie-serce
z czasem myśl kolejna może ułożyć skały całkiem odmiennie 
i nowego golema wskrzesić by powstał
lub na nowo zabić zanim wstanie z kolan

Jak mam przejść obojętnie
obok konających złudzeń własnej marnej jaźni
jak nie zapłakać nad ich marnym losem 
przeznaczeniem marnym
Nikt przecież więcej już ich nie zobaczy

Dlatego i z tą chwilą umieram po skrawku
ucząc się jak iść naprzód
ucząc się nie czuć żalu



https://truml.com


print