Sztelak Marcin


Dzień czarnego kota


 
Plamy źrenic uparcie wypatrują
podróżnych z piątego wymiaru.
Gdzieś u zbiegu ulic,
tuż przy koślawym horyzoncie.
 
W tym punkcie zbiegają się okoliczności
łagodzące wpływ księżyca.
Chociaż pływy mają się dobrze,
wciąż słychać tętent
życia.
 
Co prawda noga za nogą na dziurawej drodze,
ale zawsze do przodu.
Siłą rzeczy ze zwieszoną głową
aby zapobiec wywrotkom. 
 
Bo tylko koty spadają zawsze
na cztery.
Zresztą w tej chwili są zajęte.
Kolacją.
 
I roznoszeniem przesądów,
pomiędzy klatką numer siedem
a trzynaście.



https://truml.com


print