Misiek


Listopad


Znów  uderza w twarz chłodem 
deszcz 
i kroplami uderza o bruk złowrogo 
pierwsze kałuże skute już lodem 
zmarznięte trawy podnieść się nie mogą 
klucz dzikich gęsi na niebie się oddala 
gęsta mgła spojrzenie na świat odbiera 
bladym światłem ulicznych latarni 
srebrzy się szary efekt Tyndalla 
giniemy o zmroku szarzy jak niezdarni 
maluje wszystko dookoła 
czas który powoli przemija 
choć nie umiera 
w ponury deseń 
cicho szeleszczą suche liście w alejach 
smutno ciemno i wciąż  pada 
ostatnia odchodzi z tego świata nadzieja 
w kalendarzu połowa listopada 
wkrótce przepadnie na rok jak niczyja 
powoli kończy się jesień 
zimny wiatr resztę ciepła odbiera 
  
za chwilę śnieżnego brata przywoła



https://truml.com


print