Marek Tykwa


Szczęście


Tamtego razu, gdy szczęście zapukało rano do moich drzwi byłem owinięty tylko ręcznikiem. Akurat brałem prysznic i miałem zaraz wychodzić. Człowiek nigdy nie wie kiedy nadejdzie, więc nie jest w pełni na nie przygotowany. Przecież nie będę cały czas siedział w domu mając nadzieję, że to właśnie akurat dzisiaj pod moim adresem będą je rozdawać. Można tak nie raz siedzieć i czekać całe życie, a ono może nawet w ogóle nie pomyśli, żeby do ciebie na chwilę wpaść. Poza tym takie szczęście w szarej codzienności to raczej rzecz nienamacalna, więc tym bardziej powinniście zrozumieć moje zdziwienie, że to właśnie dzisiaj nadszedł ten wreszcie upragniony i długo wyczekiwany dzień. Nawet nie zapytało czy nie przeszkadza tylko odrazu weszło buciorami przez próg i rozglądając się po całym mieszkaniu zapytało czy aby na pewno trafiło pod dobry adres. Bezczelne szczęście. Jakbym na nic innego w życiu nie czekał tylko na nie. Odpowiedziałem, że lepiej trafić nie mogło. Szczęście, jak na swoją rolę do odegrania było trochę za kapryśne, za opryskliwe, nie w humorze i obolałe, jak jakieś raczej nieszczęście, a nie szczęście, więc szybko zrobiłem kawy z mlekiem i poczęstowałem jedną tabletką paracetamolu, żeby postawić je na nogi. Tak wiele tego szczęścia wszędzie do rozdania na całym świecie, że ciągle jest to szczęście zabiegane. Powiedziałem dla pocieszenia, że chyba jest coś z ciśnieniem, bo też jestem jakiś dzisiaj od rana ochlapły i dla potwierdzenia tego co mówię upiłem dwa łyki. Szczęście połknęło tabletkę i odprężyło się na kanapie w celu przeczekania bólu. Ja w tym czasie wysuszyłem włosy i się ubrałem. Kiedy po pół godzinie się lepiej poczuło zapytałem z jakim szczęściem do mnie przychodzi. Odparło, że ze szczęściem nieodgadnionym, takim dopiero w zarodku, które muszę pielęgnować, dokarmiać i wystawiać na słońce aby urosło. Muszę także zabierać je wszędzie ze sobą, aby zobaczyło gdzie pracuję, z kim się zadaję, jakie mam nawyki i przyzwyczajenia, żeby wiedziało jak się we mnie zagnieździć, odpowiednio rozwinąć i ukierunkować. A jak z biegiem dni, miesięcy i lat, które upłyną na obserwacji i ocenie rzeczywiście zasłużę to dostanę je w pełni. Oczywiście jak bardzo ma zamiar urosnąć we mnie to szczęście będzie zależało tylko ode mnie, i od mojej gościnności dla szczęścia, które musi się po ludzku we mnie dobrze czuć aby zostać na dłużej. Także wszystko jest w moich rękach. Cwane to szczęście, pomyślałem, że nie jest od tak sobie podarowane, żeby się nim zwyczajnie bez chodzenia do pracy cieszyć i już, tylko trzeba je wszędzie taszczyć i zestarzeć jak z tasiemcem, aby się łaskawie wreszcie rozpromieniło na emeryturze lub rencie, gdzie już nie ma siły i chęci, a sika się z bólem po omacku w nocy na framugę. Wyprosiłem je natychmiast za drzwi, znacie mnie, oczywiście mówię do tych, którzy mnie znają, nie lubię jak ktoś mi wciska taki syf i powiedziałem żeby więcej nie wracało. Jestem zbyt chciwy czasu, żeby obcym ludziom opowiadać ile upłynęło od tamtej nieoczekiwanej wizyty ale jedno jest pewne, że szczęście w pełni porównać można do nieszczęścia, tylko trzeba zdecydowanie zniszczyć wyraz nie, który chamsko się do niego ortograficznie przykleił.



https://truml.com


print