Marzena Przekwas-Siemiątkowska


To


 
 
 
To, co teraz robię, nie ma głębszego sensu. Niewiele ma to wspólnego z klękaniem przed rajstopami ze znanej firmy. Nie ma wspólnego mianownika z tuszem pogrubiającym rzęsy. Ciekawe, że tylko rzęsy mogą być pogrubione, na resztę należy stosować l-karnitynę albo błonnik. To, co robię, trudno nazwać zdrowym rozsądkiem. To trochę, jak związywanie nadgarstków, by potem trzymać sznurek nad ogniem. I bez ognia moje dłonie wyglądają, jakbym codziennie siekała pokrzywy. Niewiele znajduję w moim ciele miejsc godnych polecenia. Czerwona sukienka nie dodaje seksapilu tylko centymetry w biodrach. Grubych ludzi wciąż traktuje się jak trędowatych.
Pani doktor z wyższej półki uznania społecznego, powiedziała:
- Otyłość to kalectwo, niczym nie różni się od poruszania na wózku.
Ciekawa jestem, czy oprócz tego, że jestem kaleką, to czy jestem również upośledzona?
Z drugiej strony, może warto mieć żółte papiery, nawet trochę lipne. Przystoi wtedy sikać w biały dzień obok śmietnika, a na noc włożyć suknię wieczorową. I z facetem zerwać nie problem, można się wyłgać osobowością mnogą. W ciele rozlazłej baby mieć zgrabnego chłopa, to byłoby coś!
Po takiej dawce czarnego humoru snuję się po domu, a to co robię, nie ma głębszego sensu. Nie ma nic wspólnego z osiąganiem szczebli edukacji ani tym bardziej obroną języka ojczystego, a już na pewno nie odwołuje się do wyższych celów.
Trochę jak pochwała głupoty. Pamiętasz, jak chcieli wprowadzić podatek od otyłości? Podobno otyli częściej chorują i idą na nich podatki szczupłych. To chyba wtedy postanowiłam, że zostanę anorektyczką albo bulimiczką. Po pierwsze, połatam dziury budżetu państwa, po drugie będę nagle zdrowa, i po trzecie – będę niewidzialna, żadna wredna baba nie skomentuje mojego ciała w pociągu ani moich upodobań. A niech ją! Niech spadnie ze schodów i złamie kostkę! Był jeszcze powód czwarty, który obrócił się przeciwko mnie. Chciałam być niewidzialna, niestety wcięcia i wypukłości przyciągnęły uwagę wroga.
To, co teraz robię, nie ma nic wspólnego z modą ani polowaniem na czarownice. Nie omijam progów i drabin, nie spluwam przez lewe ramię i nie wrzucam grochu do studni. Nie muszę pozbywać się kurzajek ani hodować moli w szafie.
Mam ochotę na niedzielną szarlotkę, z dużą ilością cynamonu, na nalewki Doroty i bliską obecność bliskich. Obecność stabilną, w przedpokoju i łazience i kiedy jest „bliżej niż blisko”.
Czajnik zagwiżdże się na śmierć.
Co teraz robię? Hoduję w pokojach ciężkie cholery. Trzymam je krótko, na diecie z potłuczonego szkła. Czasem nic z tego nie wychodzi i mam poranione dłonie, podbite oko i podarte majtki, ale to minie... Wyrosną na ludzi.
Kim jestem, kim się stałam?
 



https://truml.com


print