Sztelak Marcin


Numerowane piekła


 
I odpuszczam ci moje winy.
 
Zachłannie spijam ciepło ust
przypadkowo poznanych kobiet.
Już nie chodzi o drżenie,
ani tym bardziej słowa.
 
Później kulę się w ciemnych zaułkach,
bez śladu wiary w przebaczenie.
Czymkolwiek jest.
 
Schodzę coraz niżej, w najzimniejsze
rejony. Tu każdy haust powietrza
to ten ostatni. Oraz pierwszy
 
krzyk wyrwany z niedorozwiniętej krtani,
bez zdolności przełykania.
Najprostsza agonia, nazywana narodzinami.
 
Bez celebry, to tylko zamienianie numerków,
losowo wybranych. Od zera do nieskończoności,
a nawet poza liczbami.
 
Jako i ty odpuść winowajcom. 



https://truml.com


print