Sztelak Marcin


Oniryk



Przyprawiam samotność na jednorazowym
talerzu – kolacja bez świec.
Albo śniadanie, skoro koguty zza ściany
ogłaszają świt.
 
Może nowej ery, ewentualnie zamglony,
poprzetykany strzępami zapomnianych
imion kochanek.
Z epoki uniesień i wyżów.
 
Dziś spadki, ale za to można by śnić
całymi dniami. Nawet bez rozbierania
wróżb.
 
Jednak zbieracze snów mają inne zadanie,
skupując na kilogramy każdą noc.
Wyprzedany do cna wznoszę kolejny kubek kawy,
toast za kłamstwa.
 
Rzucane nad ranem, z ust do ust.



https://truml.com


print