Sztelak Marcin


Lobotomia



Geniusz wykluł się z jaja, z trzaskiem
runął w błoto. I wstał, upierdliwy jak ból zęba.
Więc żadnych wierszy, szczególnie gdy dominuje
zapach gotowanej kapusty
 
– kadzidło dla braci jeszcze mniejszych,
podróżujących pomiędzy pierwszą i ostatnią
literą przekleństwa.
 
A skazani na elokwencje zatykają dziury
zbutwiałymi księgami.
Uczonymi jak diabli, chociaż tym ostatnim
już się nie chce kusić i potępiać.
 
W zastępstwie ilustrują podręczniki. Dla niewiernych.
Więc wypycham cnoty przez niedomknięte
piekła.
 
Gotowy do zabiegu. Baczność!
 



https://truml.com


print