Voicesinside


kochałem Cię jak oszalały


A najgorsze jest to, że gdy straciłem sens życia, to nic się nie zmieniło..
 
 
Ave, jestem błędem uwikłanym w rzeczywistość. Nie pasuję do obrazka, który jest tworzony przez Was, wspólnie oraz przez nich, również razem. Kobieto, przepraszam, że nie jestem takim, jakim mnie widziałaś. Cień samego siebie, zlepek złudnych nadziei, karmiony słowami garstką bezsensownych słów… Owszem, to ja. A Ty chciałaś dostrzegać we mnie coś ponadto.
Tak bardzo pragnę zniknąć. Próbuję uciekać z każdą myślą, która rzuca mną o ściany. Próbuję uciekać z każdym oddechem, który w pustych ścianach mojego umysłu brzmi, niczym tornado. Chcę utonąć w nicości. Już, zaraz, natychmiast! Nie mam nawet siły, aby płakać. Straciłem wszystko, co mogłem zyskać. Zupełnie tak, jakby wszystko, co dobre we mnie umarło, odeszło wraz z Tobą. Zastanawiam się… Czy można wlać w siebie całe morze obojętności i uwiesić zamiast serca tysiąctonowy kamień rozpaczy w klatce piersiowej? Czy można bez wahania władować sobie złoty strzał? Czy można pozbawić się serca? Tak, teraz już wiem, że można, ponieważ teraz wiem, że utraciłem coś mi najbliższego.
Ciebie…
 
Mam prośbę, zaśnij na mojej dłoni.
Spokojnie.
Niczym motyl.
Zupełnie, jak wtedy, pamiętasz,
Kiedy mogłem Cię chwycić w ramiona i
Dać się prowadzić z opaską na oczach,
Za rękę.
Nie mogę pozwolić odejść tym wspomnieniom.
O tobie, kochana…
O naszych nocach bez końca.
I bez słów.
Uśmiechałaś się wtedy tak słodko.
I nikt Ci nie dorówna.
Nigdy.
Uderzam głową w ścianę, chcąc wywalić wszystkie myśli. Marzenia rozpieprzone o chodnik w samym środku jesieni. Nóż, odciskający na skórze piętko ekstazy. Wycinam na bladej skórze pierwszą literkę.
…E…
Pójdziemy razem rozpierdolić se to życie?
Boli, jak nigdy. Muszę być bardzo ostrożny, aby nie przeciąć tej cienkiej nitki, na której powiesiłem własne, marne istnienie. Żeby samemu nie rzucić się z klifu w otchłań. Wystarczy jeden, silniejszy podmuch wiatru. Chwila, impuls, nieważne, cokolwiek. Nie mógłbym już wtedy dotykać opuszkami sinych palców wąwozu blizn, jakie przecinają całe moje ciało. Nie mógłbym przypominać sobie ich historii, pomieszanych z krwią i cierpieniem, leżąc na zimnej, nieprzyjaznej podłodze. Kurwa, jakie teraz to ma znaczenie? Kochana, ja zwyczajnie chcę, byś wiedziała, że odchodzę wraz z Tobą, dokądkolwiek pójdziesz. Ja… Ja naszkicuję moją sylwetkę obok. Przysięgam! Czy mogłaś zobaczysz rany na moim sercu? Nie? Dobrze, wydrapię Ci je na mojej skórze. Powoli, dokładnie, wkładając w to każdą cząstkę zgniłego bytu. Którejś nocy chwycę Cię za dłoń i poprowadzę ścieżkami tych blizn, szepcząc do Ciebie o rozpaczy, mieszającej się z ekstazą, gęstej, czarnej krwi i heroinie, która była moją ucieczką. Co potem? Nie wie... Wiem! Wiem! Wiem! Przytulę Cię mocna do siebie, tak, że żadna siła  nie wyrwie nas z uścisku. Nie chciałaś tego? Estero, zbyt mocno baliśmy się życia. Paraliżował nas strach, że ktoś nas poróżni, skrzywdzi, rozdzieli… Którejś nocy przyrzekałem Ci, że znajdziemy lepsze miejsce. Że nauczymy się tej prostej radości z każdego dnia, z każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy, z każdego szczegółu. Każdą dobrą chwilę, obiecałem, nazywać Twoim imieniem.
…E…
Gubię się w tym pokoju. Pośród tych ulic, pośród tych ludzi, pośród pustki, jaka pochłania moje wnętrze.  Czuję się, jak niewielki, bezbronny chłopczyk, którego ciemna siła przywlokła do lasu, ułożyła na mchu, a on mógł tylko leżeć i słuchać, jak jego serce cichnie pośród melodii ptaków i szumu drzew. Zaciskał mocno oczy, aby nie patrzeć na porażkę niby nieprzezwyciężonej miłości, która konała, leżąc obok niego. Cicha, w podartej sukience, odsłaniającej jedną pierś, z rozerwanymi skrzydłami i na wpół otwartymi ustami, z których sączyła się krew. Umierała tak samo, jak się narodziła, w samotności. Rzucała się, zaplątana w drut kolczasty, wiła się, biczowana. Las nucił tej nietypowej parze słodką kołysankę umierania… Ten chłopiec, niewinny i przerażony… On tylko chciał nauczyć się latać!
Odwracam głowę od okna i zamykam oczy. Tak bardzo uwielbiałaś noce, chociaż Twoja twarz była jasna, radosna. Wbijam paznokcie w rękę. Walczyłaś o mnie, chociaż byłem nic nie wartym śmieciem, degeneratem, włóczęgą, szukającym miejsca w świecie. Moje miejsce jest przy Tobie. Nagle czuję, że spadam. Spadam niekontrolowanie, obijając się o ostre krawędzie naszych słów tamtej nocy. Chcę się chwycić świata. Świata, który niby przypadkiem  postawił Cię na mojej drodze, tylko po to, aby później nas rozdzielić, wygnać w przeciwne strony…
Skrywam twarz w dłoniach, nie mogąc uwolnić łez, uwięzionych w moich oczach, skrzą się przy błysku ulicznych latarni.
Przepraszam, tak bardzo mi przykro, że wiecznie byłem opętany przez moje obawy. Samotnie przemierzałem kręte ścieżki, tonące w najgłębszych ciemnościach. Ty jesteś mi jedyną iskierką. Jak mogę powstrzymać się od opętańczego wrzasku? Słowa nie chcą przejść mi przez gardło, ja… Nie mam odwagi stanąć przed Tobą nagi, nie potrafię spojrzeć w Twoje oczy, ponieważ patrzysz na mnie z taką wielką miłością i cierpliwością, na którą ja nigdy nie zasługiwałem. Chciałabym się rozpłakać, ponieważ nie wierzę, że ja już Ciebie nie mam… Czy to możliwe?
Zagryzam wargi aż do krwi i zaczynam dygotać.
Wiesz, czego się boję? Że umrę sam, pośród zimna i ciemności.. Że nie dane mi poczuć ciepła i bezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą miłość. Chciałabym wypełnić ten pokój swoim bólem. Wrócić do miejsca, w którym Cię poznałem. Pamiętasz? Byłaś niczym uśpiona róża, której płatki delikatnie rozchyliły się… Dla mnie… Dziękuję, że mi wtedy zaufałaś… Zmieniłaś posępny ogród mojego życia na kwitnącą kwiatami łąkę. Nadałaś mu sens. Powinienem pielęgnować to, za co jestem odpowiedzialny. Bo wiesz, jesteś moją najwspanialszą różą…
Kocham Cię.
To słowo, którego nigdy nie miałem odwagi Ci wyznać. Jesteś tym, na co czekałem całe pieprzone życie. Przepraszam, że tak postąpiłem. Pod Twoim niebem zabrakło dla mnie miejsca… Nie mam o to żalu, jedynie do siebie… Ćśśś, już nic nie mów… Słowa nic nie znaczą. To były najpiękniejsze dni. Wiem, że nie istnieje żaden raj. Nie ma dla mnie raju, w której może zabraknąć Ciebie…
Cię, Cię, Cię… Tylko i wyłącznie Ciebie, moja najdroższa…
 
A teraz leżę cicho na zimnej podłodze. 
Zbuntowany... Pokrzywdzony przed laty.
Zapomniany... Odrzucony w kąt, niczym zepsuta zabawka. 
Umarły w kręgu istnienia. 
Do końca wierzył w istnienie szczęśliwego zakończeń. 
Nie ma szczęśliwych zakończeń, ponieważ nic się nie kończy.
Kocham Cię, jak wariat. 



https://truml.com


print