Sztelak Marcin


Śmierć poezji


Przerażająca łatwość słowa splata
wieńce. Na szarfach żłobimy
drżącą ręką: ostatnie pożegnanie.
 
I chociaż kosmos na jej wyciągnięcie,
wystarczy wspiąć się na palce,
wciąż poszukujemy w ziemi.
Najlepszych uzasadnień.
 
Później, płacząc, rozmazujemy błoto
na twarzach. Poszarzałych
wraz z horyzontem, w którym zanika
bełkot mów. Górnolotnych.
 
W pośpiechu zakopujemy trumnę,
a każdy ma zapisane na wewnętrznej 
stronie skóry: ja nie umrę.
 
A przynajmniej nie dziś.
I na pewno nie wczoraj.



https://truml.com


print