Pi.


Pstrąże


mówisz że mnóstwo tutaj złej energii. że wyraźnie widzisz
to w wirach, węzłach, rozgwiazdach. jakby za każdym rogiem
przycupnął kolejny Behemoth i rozziewał ujemne ziewy

niczym wspólcześnie nieuleczalne zarazy. to tylko nagie tło
po ludziach. domy z wyłupionym życiem. wietrzne mieszkania
z pogruchotanymi ścianami. nawet gips uległ gorączce

przeprowadzki pod przymusem. można wyobrazić sobie
walizki pełne gruzu z Polski. oby z tych podlegnickich
cegieł na wyziębionym stepie stanął solidniejszy fundament

dla nowego domu. w nim zamieszka stara rodzina. nieznani
nosiciele obcego języka, który tak dziwnie obijał się między
komunistycznymi blokowiskami a lasem. niby swoi ludzie.

ojciec - opiekun haubicy, który przestał powstrzymywać
rdzę, gdy uwolniły się łzy. matka w milczeniu zapiekła
tęsknotę za sobie takimi samymi. z Ałtaju, Nowosybirska,

Władywostoku i reszty miejsc, które tak samo wyciekają
ze wspomnień, jak malunki na ścianach wojskowego żłobka.
w wojskowym mieście, w wojskowym lesie. tutaj też step

jak nieznany poligon. tylko haubic brak. przedszkoli niet'
choć riebionków jakby wciąż więcej. one nie muszą zapominać.
dla nich kłębowisko losów, daleko za horyzontem, jest bajką

o zerwanym moście, o dobrym jak świeży chleb zakończeniu.
że nie dotykała ich dzika nienawiść do wszystkiego co sowieckie.
tak silna że jej eksplozje snują się po betonowej pustce do dziś.

w wirach, węzłach, w rozgwiazdach. kleją się do ciekawskich,
którzy odwiedzają Pstrąże w poszukiwaniu miedzi, butelek,
barłogów do kopulacji. których przyciąga żywa ruina. jak nas.



https://truml.com


print