Pi.


dzień w którym zginął jon snow


to nie rysiek z klanu
ani czarna dziura w kartonach
która wessała hankę mostowiak
to
krwawe stopy na obrzyganym bruku
wśród kurew złodziei i nawiedzonych wróbli
to 
trucizna z warg do warg w żmijowym pocałunku 
bo zemsta musi być słodka jak karmel
to 
nadpalona padlina
wyrodnej matki konopna lina
i charkot ojca pośród wiernych trupów
to 
drżenie cięciwy
ścięgien też drżenie
i inne niepożądane objawy sejsmograficzne 
to
tysiąc i jedna twarz ofiary
naprzeciw tysiąc i jednej buźki która zabiła
bo dziewczynka musi mieć pracę
a za śmierć się życiem tu płaci
to w końcu
obrócone bielmem gałki zdrajcy
który nie jest w stanie
porządnie umrzeć

ale o tym
w następnym odcinku
w następnym tomie
w następnym wcieleniu
Martin! ty pieprzony sadysto...



https://truml.com


print