Dominic Butters


Ars Poetica


W lazurze dłoni słońce sen swój składa
Zmęczone oczy ku lustrzanj toni
wędrują, łączą, zaganiają  w stada
białych mew Cienie niby dzikich koni

Lecz coś bezczelnie targa ciepłe dłonie
Upiór śmiertelny gdzieś w środku głęboko
Krew bije złością uderzając w skronie
budzi wiatr burzy, wybrzmiewa wysoko

Za tym obrazkiem, za linią myślenia
za ścianą słowa, barierą języka
toczy sie walka o prawo istnienia
ze szponów grzmotu okręt się wymyka

Lecz w otchłań go nurza to w górę wyrzuca
Naprężone kości; krzyk drzewa ucieka
w spadające masztu rozerwane płuca
Czy ciało to statku? Czy wrak jest człowieka?

Twarz znajaca prawdę, zimna jak posągu
Łza cieniem trwogi z ust duszy wyrwana
Ogłuchła biciem swego druha - gongu
zastyga w szale postać kapitana

W jego źrenicach odbicie wielkości
z którą się zmierzyć przyjdzie jego mowie
On z nią zrośnięty jak ciało do kości!
On swoją szpadę zahartował w słowie!

Ty na brzegu siedzisz żałosny cudaku
w niebieskim fraku, żółtej kamizelce
i czytasz wichru zapisane strofy
wzdychając cicho, załamując ręce

z tomiku "Cztery Ściany", wyd. 2014, Wrocław



https://truml.com


print